środa, 17 listopada 2010

Równowaga



Obserwuję Gabrielle i jej psy od dłuższego czasu poprzez profil na Youtube. I im dłużej na nią patrzę, tym bardziej ją podziwiam, szanuję i zazdroszczę! I kibicuję z całego serca!
Spójrzcie na ten jej spokój! Ma niesamowicie temperamentnego psa, i im bardziej on jest nakręcony, tym ona jest spokojniejsza. I to dla mnie jest jeden z kluczy do sukcesu. Umiejętność balansowania i równowagi w teamie.

środa, 3 listopada 2010

MŚA, czyli kto rządzi?

Całe Mistrzostwa obserwowałam bacznie jak zmienił się poziom od zeszłego roku, jaka technika najbardziej się sprawdzała i z jakimi predyspozycjami psy osiągały najlepsze wyniki. Zauważyłam, że na najwyższych miejscach lokowały się pary, w których przewodnik pozwalał psu biec z przodu i nie narzucał mu się za bardzo swoją osobą. W dodatku, te psy do wybitnie skręcających się nie należały (takie znajdywały się niżej).  Za to miały świetnie rozwiniętą masę mięśniową i były bardzo bardzo szybkie.
Są pary, które zawsze robią na mnie ogromne wrażenie. Obserwuję też, jak z roku na rok ewoluuje ich styl. Zawsze intensywnie kibicuję:

- Natashy Wise z Dizzy. Natasha bardzo imponuje mi swoim opanowaniem i ciągłym uśmiechem na twarzy! Wchodzi na tor, wykonuje swoją robotę i po prostu wygrywa. Do tego zawsze wybiera najbardziej optymalną trasę. Ma wszystko bardzo dobrze przemyślane.

- Silvii Trkman z La i Bu. Silvię uwielbiam za to, jaki promuje styl życia. Z psami. Nie tylko na treningach, ale na wycieczkach nad morze, w góry i na miasto też. Bardzo podoba mi się, że tak bardzo podkreśla, że rozumienie się z psem na co dzień przekłada się w bardzo dużym stopniu na wyniki na torze. Święta prawda!

- Sarze Lorentzen z Simic. Wysoka, dobrze zbudowana kobitka, a biega jak prawdziwa baletnica. Uwielbiam ją za to, jak bardzo jest czytelna w prowadzeniu.

- Daveowi Munningsowi z Dobbym. Są świetni. Zawsze uśmiechnięci. Dave, tak jak Natasha, nic sobie nie utrudnia. Wybiera trasę optymalną i zawsze jest bardzo czytelny dla psa.

- Antonio Molina Aragonesowi z Angie. Ta para jest bardzo widowiskowa. Antonio zawsze komplikuje sobie życie. Robi wszystko na opak, biega przygarbiony krokiem dostawnym i macha łapami. Mimo to, Angie robi wszystko jak należy, chyba jako jedyna na hali wie o co chodzi. Często z przerażenia zasłaniam oczy, bojąc się, że to co wyprawia Antonio zaraz skończy się dyskwalifikacją. Uwielbiam ich. Zawsze przynoszą dużo emocji i wprawiają mnie w zadumę, jak bardzo alternatywnie można prowadzić psa.

- Jeremiemu Chomienne z ADSL. Jak na prawdziwego Francuza przystało, biega jak opętany. To, jakie tempo osiąga na torze, jest dla mnie niesamowite.

Szkoda tylko, że wszyscy Ci, którzy są dla mnie wzorem, posiadają border collie. Więc w kwestii techniki muszę przełożyć wszystko na owczarka belgijskiego, który porusza się i myśli inaczej niż border.

MŚA, czyli jak zdobywałyśmy z Tolą Mistrzowskie Tory

To był nasz trzeci start na Mistrzostwach Świata Agility (piąty, biorąc pod uwagę Mistrzostwa Świata Agility Owczarków Belgijskich). I jak dotąd najdojrzalszy.

fot Iztok Noc
Na Mistrzostwach w Szwajcarii w 2006 roku byłyśmy totalnymi świeżynkami. Tola ledwo miała skończone 3 lata, a ja 18stoletnia wtedy panienka, byłam totalnie nieprzystosowana psychicznie do takich imprez. Mimo to, radziłyśmy sobie bardzo ładnie. Był lekki strach, że Szara może bać się hali i hałasów. Jednak nic takiego się nie wydarzyło. Była nawet bardziej zrelaksowana niż ja – tak dla kontrastu. 
W Austrii w 2009 roku miałam już postawione cele. Pomachanie na starcie okazało się największym wyzwaniem. Była ze mną wspaniała ekipa kibicująco-wspierająca, dzięki której dotrwałam do końca z uśmiechem na twarzy. Na torach Tolcia była bardzo ogarnięta i miała piękne tempo. Ja natomiast raz wyprowadziłam ją ze slalomu, a drugi raz wysłałam na inną przeszkodę.

fot Kees Stoel
W tym roku, w Niemczech, z ekipy Kosmosu byłam jedyna. Do tego, pierwszy raz przygotowywałam się do zawodów na treningach – starałam się zmienić Toli fatalną opinię o palisadzie. Spowodowało to, że na ostatnim treningu przed zawodami, biegała sobie w przód, nic sobie nie robiąc z moich błagalnych wrzasków.

Same zawody były bardzo przyjemne. Dzięki ogarnięciu naszej Teamleaderki nie musiałam myśleć o żadnych sprawach organizacyjnych. Zajmowałam się oglądaniem przebiegów, kibicowaniem swoim idolom, nawiązywaniem nowych znajomości i relaksowaniem się.
 
Pierwszą próbę sił miałyśmy już w czwartek. Był nią trening – jednak się nie dałyśmy i potraktowałyśmy go z Tolą jedynie jako zapoznanie się z przeszkodami i podłożem. W sobotę na Jumpingu Krecik zdał na 100%. Ja, powiedzmy, na 85%. Straciłam trochę punktów przy wymierzaniu odległości między przeszkodami, i na torze posłałam Tolę na skok w dal, który znajdował się obok przeszkody, na którą biegłyśmy. Jednak to nie zmieniło mojego pozytywnego nastawienia do tych zawodów. Dzięki temu, finałowy przebieg obie zaliczyłyśmy już na 100%. Ona radośnie zasuwała (i bez zwolnienia zaliczyła strefę na palisadzie!), a ja dzielnie i sprawnie poprowadziłam ją do mety. Przed startem w ramach ćwiczeń pomachałam polskiej ekipie i przyjrzałam się kibicom na hali. To był nasz pierwszy tor na Mistrzostwach Świata, który przebiegłyśmy na czysto. 

Czekam jeszcze na jeden filmik - z naszego drugiego przebiegu. Sama jestem ciekawa jak nasze szaleństwa wyglądały z boku.


Podsumowując nasze wyczyny i patrząc na to subiektywnie - uważam, że zrobiłyśmy bardzo duże postępy treningowe i mentalne. Znaczy to, że cały czas się rozwijamy. A w agility, jak w każdym innym sporcie, brak postępów to śmierć.

wtorek, 2 listopada 2010

UŚCISKI

CHCIAŁAM WSZYSTKIM, 
KTÓRZY TAK NAMIĘTNIE DO MNIE PISALI I DOPYTYWALI JAK MI IDZIE Z TOLĄ, 
BARDZO BARDZO MOCNO PODZIĘKOWAĆ 
ZA PAMIĘĆ, DOBRE SŁOWA I WIARĘ W NASZE MOŻLIWOŚCI. 
CZUŁAM, 
JAKBYŚCIE WSZYSCY RAZEM ZE MNĄ BYLI NA TYCH ZAWODACH.
TO SIĘ NAZYWA POZYTYWNE WZMOCNIENIE! 
STRASZNIE SIĘ CIESZĘ,
ŻE MOGĘ WAS WSZYSTKICH ZNAĆ! :)

poniedziałek, 1 listopada 2010

komfortowe Mistrzostwa Świata Agility

Zauważam, że na zawodach takiej rangi, z roku na rok, wszystko zmierza w kierunku bezpieczeństwa psa. Organizatorzy dwoją się i troją, by zwiększyć komfort psich i ludzkich zawodników.

Podłoże w poprzednich latach było bardzo profesjonalną wykładziną. Grubą, miękką, ale powodującą różne niespodziewane sytuacje na torze. Np. na Mistrzostwach w Montichiari w 2004 roku, uczestnicy za każdym razem ostro zakręcając podwijali wykładzinę, bądź po prostu się na niej wywalali. Co roku pojawiały się filmiki z różnymi wpadkami. Często były to właśnie upadki przewodników i ich następstwa (głównie nie w tej kolejności pokonywane przez psa toru).

Przeszkody, mimo polecania w regulaminie drewnianych, usilnie ustawiane były aluminiowe. W 2009 roku pojawił się nawet metalowy murek i skok w dal. Wszystkie raczej z ostrymi kantami. Więc kiedy pies potrącił mur, ten wydawał z siebie wielki huk. A psy, co bardziej szalone, dosyć mocno obrywały, kiedy obijały się o stacjonaty.

Pomieszczenia, w których trzymane były psy, najczęściej były wielkimi namiotami przed halą, lub jak w zeszłym roku, sąsiednią halą. Wszystko to w ogromnym hałasie. Co chwilę wymiana psów, szczekanie tych niecierpliwszych, przez co reszta raczej nie wypoczywała.

Hala rozgrzewkowa nie istniała. Natomiast istniało coś takiego jak ring przygotowawczy – czyli wydzielone na hali nieduże pola dla zawodników czekających na swój start. I tu zeszły rok należał do najbardziej nieprzyjaznych. W kolejce, już na płycie, czekało 5 par w powydzielanych kartonowymi ściankami przestrzeniach. Co delikatniejsze lub bardziej rozemocjowane psy miały problem z wyczekaniem w skupieniu na swój start. Do tego był zakaz wnoszenia jedzenia i zabawek na halę. Przy psach potrzebujących większej motywacji niż tylko sam start, trzeba było się nieźle nagimnastykować, aby przekonać go, że warto brać w całej akcji udział.

Jeżeli chodzi o tereny do spacerowania, to z tym zazwyczaj nie było problemu. Dookoła były spore przestrzenie, gdzie można było w ciszy zrelaksować się ze swoim psim zawodnikiem.

Wszystkie te elementy bardzo wpływały na jakość przebiegu każdej pary. Bardzo duże znaczenie miały umiejętności adaptacyjne. Wysoko plasowali się ci, którzy potrafili odnaleźć się w takich warunkach i potrafili dostosować je pod kątem swojego psa.

Wreszcie w tym roku w Niemczech zawody okazały się nadzwyczaj przyjazne. Mistrzostwa odbywały się na terenie dostosowanym do organizacji zawodów hippicznych. Hala była ogromna, wszyscy kibicie mieli odpowiednio dużo miejsca na rozłożenie swoich rzeczy. Nikt nikogo nie podsiadał. Podłoże było piaskowo-glinkowe, przez co nikt się nie ślizgał, a każdą nierówność wystarczyło przejechać grabkami (nie było mowy o robiących się dziurach). Przeszkody były drewniane ze spiłowanymi kantami. W wyciszonych pomieszczeniach, gdzie można było trzymać swoje psy, dla każdego kraju wyznaczone były duże końskie boksy. Pojawiło się coś takiego jak hala rozgrzewkowa (równie duża co hala główna) – każdy zawodnik miał prawo wejść na tor przed swoim przebiegiem i porobić ćwiczenia jakich potrzebował. Również kolejka zawodników na płycie była znacznie mniejsza (3 pary) na wyznaczonych większych polach. Przestrzenie wkoło hali, można powiedzieć, że idealne. Ogromne pola, dalej lasy. Było gdzie chodzić, a przy okazji sympatycznie spędzić czas z innymi zawodnikami.

Liczę na to, że Komisja ds. Agility zobaczyła różnicę i w przyszłych latach będzie dążyć do tego typu udogodnień jakie pojawiły się w tym roku. Moim zdaniem, dzięki takim zabiegom poziom Mistrzostw wzrasta. Stają się coraz bardziej profesjonalne. A przy okazji pojawiają się nowe wzorce dla organizatorów zawodów o mniejszej randze. I też one stają się bardziej profesjonalne i komfortowe.