Kłaczęty przed startem siedzi. Tego go nauczyłam. A naiwnie myślałam, że nauczyłam go komendy 'zostań'. Nie spodziewałam się, że Bestia uzna, że siedząc można się poruszać.
środa, 22 września 2010
Podsumowując MPA
No i po Mistrzostwach.
Przyjemnie, bo blisko.
Można było pójść wieczorem do ulubionej kawiarni na Freta, a nie szukać czegoś po obcym mieście. Wcześniej nie bawiły mnie zawody pod domem. Nie miały klimatu, który towarzyszy wszystkim imprezom wyjazdowym. I owszem, w Warszawie dalej tego nie ma. Natomiast ostatnio pojawiło się coś innego, co przyszło z modą na nocowanie po znajomych zawodników z innych miast. Rewelacja! Prawie jak w ciasnym hoteliku. Tyle, że z własnym łóżkiem ;)
Przyjemnie, bo cele osiągnięte.
Z Kłakiem chciałam biegać spokojnie, dawać mu na wszystko czas, standardowo pilnować stref bez napierania na niego ciałem, przy trudnym torze zrobić do któregoś momentu i zakończyć na tunelu. Odkąd żyję z chorym na padaczkę psem, zmieniam definicję jego agility i mojego właściwie też. Mam wrażenie, że biegam już z innym Kłakiem i uczę się go od nowa. I na tych zawodach znów zrobiliśmy mały krok w przód. Biegałam aż nadto spokojnie i momentami flegmatycznie (bo spokojnie, nie znaczy flegmatycznie, o czym na początku zapomniałam), strefy wyszły piękne za każdym razem i kończyliśmy przebieg na czymś prostym, zanim Czarny miał szansę wpaść w swój nerwowy odjazd. Wspaniale! Dzięki temu mamy ze dwa zaliczone tory - w tym jeden z jedną tylko zwaloną tyczką!
Na filmie jest nasze A2 z uroczym komentarzem Justynki. To jest bieg, w którym:
- wyratowałam się z zaskoczenia, że Kłak może inaczej zrozumieć moją gestykulację (na 3 przeszkodzie)
- cwaniara chciałam szybciej znaleźć się przy kładce, nie dając Bestii miejsca na skok
- przećwiczyłam wbieganie Kłakowi pod nogi, kiedy stoi na strefie (wyszło całkiem całkiem)
- zapomniałam, że na przeszkodach dwóch po prostej nie woła się psa do siebie, co zaskutkowało rozwaloną fotokomórką.
Ogólnie z przebiegu jestem bardzo zadowolona. Jeszcze trochę za bardzo jestem zachowawcza, ale przyjdzie mam nadzieję i na to czas.
W przypadku Toli oduczam się napierania na nią ciałem przy każdej możliwej okazji. Nie tylko na strefach, ale też na zakrętach i przy trudnych elementach. Moja głowa wychodziła z założenia, że jak się nad Krecią będę schylać i mieć ją przy nogach, to na pewno ciaśniej będzie biegać po torze. I owszem - w miarę ciasno było, momentami tak ciasno, że nie była w stanie się rozpędzić. I zaczynała biec coraz wolniej i wolniej... Porusza się dużo bliżej mnie, niż Kłaczek, więc mam większe pole do popisu w tej kwestii. Mam to prawie, że we krwi. W Warszawie postanowiłam dać jej szansę do pobiegania.
Pierwszy tor tych zawodów. Znów tak strasznie chciałam pomóc Tolasce wejść w slalom, że przedobrzyłam i w ostateczności źle do niego weszła. Jednak ten jumping sprawił mi wielką frajdę - można było poszaleć.
Na koniec, Mistrzami Polski z Tolą nie zostałyśmy, choć byłyśmy blisko. Przed ostatnim torem pojawiła się moja stara znajoma - presyjka (teraz już w zdrobnieniu i z małej litery :)), która podżegała mnie do tego, żebym biegła szybciej i szybciej i udowadniała nie wiadomo co i komu. Wierzę, że niedługo po prostu uśmiechnę się do niej i pójdę robić swoje.
sobota, 11 września 2010
Mistrzostwa Polski w biegu za psem
Dziś i jutro biorę udział z burkami w Mistrzostwach Polski Agility.
W kondycji jesteśmy niezłej. Cele mamy postawione. Do zrealizowania w sam raz ;)
Trzymajcie mocno kciuki proszę!
A jakby ktoś miał czas i ochotę, to zapraszam na WAT (wojskowa akademia techniczna) do pokibicowania na żywo! Zawody będą trwać do co najmniej 16.
środa, 8 września 2010
Wśród najlepszych
Po raz trzeci w mojej agilitowej karierze dostąpiłam zaszczytu wystartowania na najważniejszych zawodach w "moim" sporcie - na Mistrzostwach Świata Agility. Strasznie, ale to strasznie, mnie to cieszy! I strasznie, ale to strasznie, jestem dumna z Toli i siebie! :)
Kiedy byłam młodsza, każdy kto startował na MŚA, już był dla mnie Mistrzem, Guru. W końcu zakwalifikował się do reprezentacji swojego kraju, czyli musiał być w czołówce co najmniej u siebie. Kiedy startowałyśmy z Tolą w Szwajcarii czułam się jak małe dziecko wśród dorosłych i doświadczonych. Każda osoba, z którą rozmawiałam była dla mnie kimś niezwykłym i godnym naśladowania.
Teraz, po 4 latach od debiutu, patrzę już z trochę większym przymrużeniem oka i jestem spokojniejsza. Jednak dalej zachwycam się wszystkim co tam się dzieje - atmosferą, poziomem, wielkością imprezy i przepychem. Napawam się każdym szczegółem i z zachłannością zapamiętuje każdy występ. I bawię się setnie! Dodatkowo wzrosły morale - już nie uważam siebie za najsłabszego/najmniej doświadczonego zawodnika z w miarę dobrym psem na MŚA. Teraz patrzę na siebie na jako jednego z 300 (mniej więcej) najlepszych zawodników na świecie. Z Tolą. Która jest jednym z 300 (mniej więcej) najlepszych psów na świecie ;) O. I wiem, że stać nas na dużo.
Tak więc proszę uprzejmie i radośnie o dobre myśli i kciuki.
Żebyśmy wykonały z Krecią co najmniej nasz plan minimum! Z uśmiechami na twarzy i pysku!
A taki oto uroczy obraz znajdzie się w tegorocznym katalogu, dzięki niejakiemu BeBeHowi, któremu jestem za to bardzo wdzięczna :) |
Link do strony Mistrzostw: http://www.agility-wm.de
Subskrybuj:
Posty (Atom)