wtorek, 1 marca 2011

Po Sycowie

Zaczął się nam kolejny sezon (dziesiąty!). Tak jak w zeszłym roku - od zawodów kwalifikacyjnych do Mistrzostw Świata. Tym razem w Sycowie pod Wrocławiem.

Sędzią zawodów była moja ukochana Mia Laamanen. Jest mega sympatyczna, mega konsekwentna, ustawia wymagające, ale przyjemne i płynne tory, przy tym jest mega pewna siebie i sędziuje sobie ze słuchawkami na uszach (ciekawe czego słucha?) :) Tak bardzo cieszy mnie bieganie po jej torach, że z rozpędu między przebiegami zgłosiłam się na jeszcze jedne zawody, które sędziuje. Za dwa tygodnie będę biegała z burkami na Słowacji. Nie mogę się doczekać!

Poza tym to chyba już jest u mnie normą, że pierwsze starty dopiero budzą mnie ze snu zimowego. Na początku zastanawiam się co ja właściwie na tych zawodach robię. Nie pamiętam toru, nie wiem gdzie mój pies jest, nie wyczuwam kiedy i gdzie powinnam się znaleźć. Następnie zaczynam źle się z tym czuć – ‘Jak to? JA się gubię na torze? JA nie ogarniam?’-  i zaczynam biegać coraz lepiej. Przy końcówce jestem już sobą, która dokładnie wie gdzie i po co. Z przykrością stwierdzam, że wtedy zazwyczaj też nic nie wygrywam, co wprowadza mnie w lekki stan niedowartościowania. Jednak zawsze coś dobrego z tego wychodzi – tym razem zakwalifikowałam się z Tolą na Mistrzostwa Świata Agility Owczarków Belgijskich, a Kłaczkowe ogarnięcie proporcjonalnie wzrasta do obniżania dawki leków. Mam wrażenie, że koleżko też zaczyna wiedzieć gdzie, jak i po co :)

Jeszcze na zakończenie - to co robimy we FreeXowym gronie - "To my przyjechałyśmy na zawody? A nie na konkurs piękności?" :) Bujać w obłokach też lubimy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz