środa, 3 listopada 2010

MŚA, czyli jak zdobywałyśmy z Tolą Mistrzowskie Tory

To był nasz trzeci start na Mistrzostwach Świata Agility (piąty, biorąc pod uwagę Mistrzostwa Świata Agility Owczarków Belgijskich). I jak dotąd najdojrzalszy.

fot Iztok Noc
Na Mistrzostwach w Szwajcarii w 2006 roku byłyśmy totalnymi świeżynkami. Tola ledwo miała skończone 3 lata, a ja 18stoletnia wtedy panienka, byłam totalnie nieprzystosowana psychicznie do takich imprez. Mimo to, radziłyśmy sobie bardzo ładnie. Był lekki strach, że Szara może bać się hali i hałasów. Jednak nic takiego się nie wydarzyło. Była nawet bardziej zrelaksowana niż ja – tak dla kontrastu. 
W Austrii w 2009 roku miałam już postawione cele. Pomachanie na starcie okazało się największym wyzwaniem. Była ze mną wspaniała ekipa kibicująco-wspierająca, dzięki której dotrwałam do końca z uśmiechem na twarzy. Na torach Tolcia była bardzo ogarnięta i miała piękne tempo. Ja natomiast raz wyprowadziłam ją ze slalomu, a drugi raz wysłałam na inną przeszkodę.

fot Kees Stoel
W tym roku, w Niemczech, z ekipy Kosmosu byłam jedyna. Do tego, pierwszy raz przygotowywałam się do zawodów na treningach – starałam się zmienić Toli fatalną opinię o palisadzie. Spowodowało to, że na ostatnim treningu przed zawodami, biegała sobie w przód, nic sobie nie robiąc z moich błagalnych wrzasków.

Same zawody były bardzo przyjemne. Dzięki ogarnięciu naszej Teamleaderki nie musiałam myśleć o żadnych sprawach organizacyjnych. Zajmowałam się oglądaniem przebiegów, kibicowaniem swoim idolom, nawiązywaniem nowych znajomości i relaksowaniem się.
 
Pierwszą próbę sił miałyśmy już w czwartek. Był nią trening – jednak się nie dałyśmy i potraktowałyśmy go z Tolą jedynie jako zapoznanie się z przeszkodami i podłożem. W sobotę na Jumpingu Krecik zdał na 100%. Ja, powiedzmy, na 85%. Straciłam trochę punktów przy wymierzaniu odległości między przeszkodami, i na torze posłałam Tolę na skok w dal, który znajdował się obok przeszkody, na którą biegłyśmy. Jednak to nie zmieniło mojego pozytywnego nastawienia do tych zawodów. Dzięki temu, finałowy przebieg obie zaliczyłyśmy już na 100%. Ona radośnie zasuwała (i bez zwolnienia zaliczyła strefę na palisadzie!), a ja dzielnie i sprawnie poprowadziłam ją do mety. Przed startem w ramach ćwiczeń pomachałam polskiej ekipie i przyjrzałam się kibicom na hali. To był nasz pierwszy tor na Mistrzostwach Świata, który przebiegłyśmy na czysto. 

Czekam jeszcze na jeden filmik - z naszego drugiego przebiegu. Sama jestem ciekawa jak nasze szaleństwa wyglądały z boku.


Podsumowując nasze wyczyny i patrząc na to subiektywnie - uważam, że zrobiłyśmy bardzo duże postępy treningowe i mentalne. Znaczy to, że cały czas się rozwijamy. A w agility, jak w każdym innym sporcie, brak postępów to śmierć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz